Jestem zmęczona.
Mailami z żebraniem o pomoc w “nagłych” wypadkach, które zapychają mi skrzynkę szybciej niż regularny spam.
Tanimi chwytami typu “Błagam, bez ciebie tej strony nie przywrócę”.
Potykaniem się o sztucznie wyróżnione posty, pisane z użyciem Caps Lock’a, z serią wykrzykników po każdym słowie “POMOCY!!! Biały ekran!! Nie mogę się zalogować do WordPressa!!!!”.
I oskarżeniami, że przez nieudaną aktualizację WordPressa staciło się setki klientów.
A wyciągnięte o pomoc ręce śnią się po nocach
Szczególnie te, wobec których przeszłam obojętnie. Wpędzając się w poczucie winy, podobne do tego, gdy z kamienną twarzą mijasz żebraczkę siedzącą na mrozie z niemowlakiem w temblaku, bo wiesz, że dając jej pieniądze, nie pomagasz.
Słowem: klimat rodem z “Dziewczynki z zapałkami” Andersena, tyle że wersja współczesna: zrozpaczony bloger | klient sprzed lat | avatar na Facebooku woła: Jak mi nie pomożesz, to moja strona na WordPressie umrze, a ja razem z nią.
I kto tu jest winny?
WordPress? Przecież słynie z tego, że jest rozwijany jako kompatybilny wstecz. A zatem upgrade do nowej wersji powinien pójść gładko.
Autor wtyczki, której aktualizacja zadziałała poprawnie na 20 tysiącach innych stron, ale rozwaliła akurat tę twoją, wykonaną za 20 tysięcy? I ta pewność użytkownika, że to właśnie ten plugin zawinił, bo jego wyłączenie “naprawiło” problem.
Sam użytkownik? Przecież on tylko nacisnął przycisk “Zaktualizuj”…
A może ty sam(a), tzw. spec od WordPressa, nawet jeśli to nie ty stawiałeś tę stronę?
Dlaczego to ja jestem winna
Ostatnio dotarło do mnie, że ja też jestem współodpowiedzialna za to, że fora supportowe, a ostatnio raczej grupy Facebookowe (czy nawet moje skrzynki na tymże medium społecznościowym) aż puchną od tego rodzaju wołania.
A kiedy właściwie ja się do tego przyczyniłam?
Za każdym razem mówiąc, jaki to WordPress jest prosty i absolutnie dla każdego.
Za każdym razem, gdy nie upewniłam się, że właściciel strony rozumie, z czym się wiąże utrzymanie strony na WordPressie, gdy ja już skończę pracę nad witryną.
Za każdym razem ulegając fanaberii użytkownika poprzez instalację dwudziestej piątej “niezbędnej” wtyczki.
Za każdym razem pomagając wyjść delikwentowi z tarapatów za free lub prawie za free. Albo niezwłocznie w chwili, kiedy tenże natychmiast potrzebuje pomocy.
Zamiast lead magnetu
Współczesna legenda fejsbukowa głosi, że idealnym sposobem na rozbudowanie listy mailingowej jest przygotowanie tzw. “lead magnetu”.
Sztuczka jest prosta:
Oferujesz swoim czytelnikom jakiś prezent. Np. Ebook pt. “5 sposobów jak zrobić w konia czytelników swojego bloga”, który napisałeś w Wordzie i wyeksportowałeś do pdf’a.
Żeby go pobrać, osoba ta musi zapisać się na twoją listę mailingową.
Transakcja z obopólną korzyścią: czytelnik ma unikatowy prezent, ty masz nowego subskrybenta na liście mailingowej. Proste? Proste.
Więc ja dzisiaj popełniam szaleństwo i ofiarowuję Ci Drogi Czytelniku swój “lead magnet” bez wymuszenia na tobie zapisania się do mojego newslettera! Po prostu pdf’a możesz ściągnąć stąd, ot tak po prostu, klikając w obrazek niżej.
Oświadczenie świadomego użytkownika WordPressa – 10 punktów
Oświadczenie świadomego użytkownika WordPressa
Oświadczenie to możesz podsunąć do podpisania (albo przynajmniej przeczytania) każdemu, komu stawiasz stronę na WordPressie, jeśli chcesz zainwestować w dobre imię swoje, WordPressa i uchronić swojego klienta przed kataklizmem w przyszłości.
Tego pdf’a możesz przeforwardować również każdemu, o kim wiesz, że już stronę na WordPressie ma i póki co, ona działa dobrze. Ale właściciel ma ego i ambicje WordPressowe znacznie większe niż doświadczenie w WordPressie, i które to chce rozwijać, eksperymentując na wersji “live”.
I niniejszym oświadczam, że kopiowanie i rozpowszechnianie powyższego oświadczenia jest jak najbardziej wskazane. Agnieszka Bury, autorka
Brakujący punkt 11
P.S. Zastanawiałam się, czy oby nie dodać punktu #11:
Przywracanie z backupu jest o wiele trudniejsze niż jego tworzenie, szczególnie jeśli to drugie się zaniedbało.
Ale ostatecznie uznałam, że „10” jakoś tak ładniej się prezentuje w tytule. A skojarzenie z dekalogiem może mieć większą moc. A nuż jakiś poczciwy właściciel strony WordPressowej weźmie to sobie do serca.
A może ty zaproponujesz swoją wersję punktu 11-ego? Wrzuć propozycję w komentarzu.
Comments