Pisałem o tym godzinę temu na naszym facebookowym wallu, ale przez tę godzinę zdążyłem dojść do wniosku, że jest to informacja tak ważna, że trzeba ją odnotować i tutaj: W3 opublikowało specyfikację języka HTML5. Ba, trzeba o tym teraz krzyczeć nie tylko tu, ale wszędzie ;)
Ale jak to? – niektórzy zapytają. Jaką specyfikację, to ten język ma specyfikację? Pytanie takie wcale nie musi być głupie, bo wszystko zależy od tego jak uważnie śledziliśmy rozwój HTML5 i prace nad nim. A prawda jest taka że sami twórcy zachęcali nas do nie wgłębiania się w szczegóły.
To ja może wyjaśnię co do tej pory się wydarzyło i też nie będę się wgłębiał w szczegóły.
Oficjalnie do wczoraj obowiązującym standardem wśród języków tworzenia stron był HTML 4.01. Jak na komputerowe standardy jest to już staruszek, bo jako standard W3C przyjęło go w ubiegłym wieku – ledwo rok po wydaniu Windowsa 98.
Internet nie znosi próżni. Niejako na kanwie wojen między twórcami przeglądarek (wtedy Microsoftem i firmą Netscape) oraz ich kiepskiemu podejściu do tego standardu, dorzucaniu swoich własnych rozwiązań pojawiła się wizja XHTML – języka, który zmuszał do restrykcyjnego trzymania się zasad. Na szczęście nigdy na dłużej się nie przyjął. Ani twórcy przeglądarek nie kwapili się do jego jakiejś większej promocji, ani webmasterzy do jego stosowania. Powiedzmy sobie szczerze: XHTML zabił cały fun towarzyszący tworzeniu stron.
I wtedy pojawił się HTML5. Język, który nie tylko ten fun przywrócił, ale i wywołał okres wiosny webdeveloperów. HTML5 – poza dodaniem kilkunastu nowych znaczników – dodał też jedną zasadę: nie ma żadnych zasad. Oczywiście przesadzam, ale odtąd przy tworzeniu stron internetowych zasada róbta co chceta przestała oznaczać chałturę i partactwo a nabrała wręcz prestiżu.
Jeśli chcesz używać jakiegoś znacznika, jakiegoś nowego rozwiązania – rób to. Nie patrz na implementację tego rozwiązania w przeglądarkach; to nie twoim zadaniem jest pilnowanie zgodności z przeglądarkami, a to twórcy tych programów muszą pędzić za zmieniającymi się trendami. Mogłeś oczywiście litować się nad gorszymi przeglądarkami stosując biblioteki typu modernizr.js, ale nikt cię do tego nie zmuszał.
W tej oto atmosferze w zaledwie kilka lat Firefox i Chrome przeskoczyły numerację wersji o kilkanaście pozycji za każdym razem dodając coś nowego, co pojawiało się jako element płynnego HTML5. Tylko Internet Explorer zasapany wciąż pozostaje w tyle. Atmosfera jednak jest taka, że nikt już się tym nie przejmuje i to Microsoft zaczyna rozumieć, że jeśli nie potraktuje poważnie twórców sieci, odpadnie.
Zaskakująca była decyzja z chyba 2009 roku, gdy WHATWG nazwała HTML5 żyjącym standardem. W myśl tej zasady standard ten nigdy nie miał zostać spisany. Każdego dnia miały pojawiać się nowe znaczniki, nowe technologie, nowe pomysły. A dopiero ich adaptacja przez rynek: twórców przeglądarek, twórców stron i użytkowników z sieci miała decydować czy pomysł ten pozostanie na dłużej.
Decyzja najpierw zszokowała, ale po dłuższym przemyśleniu doszliśmy do wniosku, że to jedynie ukonstytuowało status quo jaki trwał już jakiegoś czasu. Przeglądarki przecież pędziły z nowymi numerkami i nowymi pomysłami, a webmasterzy zamiast narzekać na niekompatybilność, z entuzjazmem czekali aż kolejny browser zaimplementuje też to u siebie.
Skąd więc nagłe ogłoszenie specyfikacji HTML5? Powiedzmy, że jest to chwila na złapanie oddechu. Zatrzymano się na chwilę w miejscu by spisać te rozwiązania, które już działają i które najprawdopodobniej są dobrymi pomysłami. To dokument, który ma powiedzieć twórcom stron, przeglądarek i sprzętu (bo HTML5 wielu ma już nawet w telewizorach i chyba wszyscy mają go w smartfonach) co warto zaimplementować tak by użytkownicy nie narzekali, że konkurencja to ma, a oni nie.
To czas na to by na obudowie telewizora pojawił się znaczek HTML5 ready (oczywiście gdy interpreter tego języka w telewizorze faktycznie będzie stosował się do specyfikacji). To moment by wydawcy książek wydali kilka pozycji pod tytułem Tworzenie stron w HTML5. To szansa dla nas – twórców stron – byśmy rozmawiając z klientem zmienili formułkę z Pana strona będzie zgodna z przeglądarką Internet Explorer w wersji 8 lub nowszej, Firefoksem 4 i nowszym na Pana strona będzie wykonana w języku HTML5. HTML5 od teraz może czuć się pełnoprawną marką, jaką przed jego epoką był Flash. To będzie słowo-przynęta działająca na odwiedzających strony i na tych, którzy te strony chcą mieć.
Czy to oznacza stagnację? Absolutnie nie. To tylko ważny kamień milowy, ale ważny z marketingowego punktu widzenia. Dla tych wszystkich, których bawił ten cały pęd w technologiach sieciowy jaki odbywał się od kilku lat (czyli także dla mnie; nic tak nie bawi jak możliwość spróbowania czegoś nowego podczas codziennej pracy) mam bardzo dobrą wiadomość – już trwają prace nad HTML 5.1. I toczą się one tym samym chaotycznym trybem, jakim toczyły się do tej pory nad wersją piątą. Wypas!
I jeszcze uwaga na koniec dla tych, którzy lubią czepiać się szczegołów: ogłoszenie specyfikacji nie oznacza oczywiście jej natychmiastowego wejścia w życie. To jest tylko dokument, do którego można się stosować lub nie (oficjalnie zostanie on uznany za obowiązujący dopiero w 2014 roku). Nie oznacza to też, że od dziś nie piszemy już stron w HTML4 i wszyscy muszą się nauczyć jego nowszej wersji. Nadal obowiązuje zasada róbta co chceta (byle działało) i to rynek zweryfikuje czy HTML5 będzie czymś wielkim, a a pamięć o dacie ogłoszenia specyfikacji będzie przekazywana z pokolenia na pokolenie. ;)
Jeśli ktoś chce już teraz zacząć się uczyć HTML5 polecam darmową książkę Dive into HTML5 (choć coś czuję, że za kilka dni doczeka się ona aktualizacji tak by wspomniała o tym co jest już w specyfikacji, a co nie).
Comments