Tytuł brzmi jak nieśmieszny żart, prawda? Otóż mam złą wiadomość – taka jest niestety prawda.
Jake Caputo był już w swoim życiu na dwóch WordCampach. Na obu jako prelegent. Niedługo ma się odbyć WordCamp Chicago i tam też został zaproszony i poproszony o wystąpienie. Już miał się przygotowywać do wyjazdu gdy otrzymał emaila z WordCamp Central. Powiedziano mu, że nie może nigdy więcej pojawiać się na tych spotkaniach, w tym i szikagowskim.
Gdy zapytał o powód, dowiedział się, że zakaz otrzymał od kiedy zaczął sprzedawać swoje skórki na ThemeForest, a serwis ten wymaga aby wszystkie miały podwójną (split) licencję: GPL na kod PHP i komercyjną na resztę plików. I to nie znaczy, że licencja ta jest nielegalna lub kontrowersyjna. Po prostu chłopaki z Automattic jej nie lubią i tyle.
Wszystkie swoje perypetie i wyjaśnienia Jake opisał na swojej stronie DesignCrumbs. Pod wpisem jest już naprawdę ogromną dyskusja.
Podwójna licencja jest jak najbardziej legalna. Potwierdza to Software Freedom Law Center, potwierdza to nawet sam Automattic w wytycznych dla uczestników WordCampów. Szkopuł jednak w tym, że jeśli tworzysz oprogramowanie na takiej licencji i wykorzystujesz przy tym WordPressa nie wolno ci się pojwiać na WordCampach (dokładniej: nie wolno ci się promować na tych spotkaniach, ale jak pisze Jake organizatorzy już samą obecność rozumieją jako promocję).
Jestem użytkownikiem GPL od bardzo dawna, od chyba 2003 roku w ogóle nie używam Windowsa (przynajmniej nie mam go na prywatnym komputerze, bo zupełnie nie da się tego systemu ominąć) i może właśnie dlatego mój komentarz do całego zdarzenia to pobłażliwy uśmiech. Bo historia powtarza się kolejny raz. Widziałem to wielokrotnie. GPL – bardzo wolna i kochana licencja – tak naprawdę w pewnym momencie zaczyna uwierać tych, którzy z niej korzystają. Chcą chwalić się tworzeniem open software, ale równocześnie nadal wszystko chcą mieć pod swoją kontrolą. Lata temu Red Hat wzbudził kontrowersje właściwie zamykając swoją dystrybucję Linuksa (nadal była na GPL, ale znaki towarowe już nie, więc dzielenie się nią z innymi jest wg nich piractwem). Pamiętam jak sam oberwałem jako wielki fan Mozilli: prowadziłem jej stronę fanowską (ktoś jeszcze pamięta VivaMozilla?), tłumaczyliśmy cotygodniowy newsletter MozillaZine i któregoś dnia dostaliśmy obuchem w łeb: Mozilla poinformowała nas, że aby korzystać z ich nazwy musimy mieć jej zgodę. Ktoś tam poczuł, że ich własne podwórko może zacząć się im wymykać spod kontroli.
I ktoś najwyraźniej to czuje teraz w Automattic – firmie władającej WordPressem. Grupa Envato posiadająca ThemeForest rozrosła się gigantycznie, zarabia na WordPressie miliardy dolarów rocznie i bardzo to przeszkadza grupie trzymającej WordCampy. Uznali więc, że licencja produktów wystawianych na TF, choć jak sami przyznają w stu procentach legalna, jest dobrym powodem by osoby korzystające z TF napiętnować. Jak to trafnie zauważył Jake, jest ofiarą w wojnie dwóch gigantów. Szkoda tylko, że tych ofiar jest już ponad 2 miliony (tyle bowiem osób coś sprzedaje na TF).
Cóż WordCamp to prywatne podwórko Matta i jego ekipy i mogą stawiać dowolne warunki przy nim. Mogą nie wpuszczać rudych, leworecznych czy kobiet. Wszystkie te powody są absurdalne, tak samo absurdalne jak karanie za legalną licencję, ale to ich piaskownica i mogą robić co chcą.
Odpowiedzią na obostrzenia RedHata jest CentOS: RedHat pozbawiony wszelkich znaków handlowych. Mozilla sama wycofała się ze swoich zapędów, bo sama dostrzegła, że w konkurencji z Google Chrome stuprocentowa otwartość jest jej jedynym atutem – Firefox jest obecnie promowany jako ten najbardziej tworzony w myśl „bierzcie i róbcie z nim co chcecie”. WordCampy organizuje się z chwili na chwilę coraz trudniej i naturalnie odpowiedzią na nie są niekontrolowane przez nikogo WordUpy.
Czuję, że nadejdzie dzień, w który to właśnie WordUp przyciągnie w Polsce kilkusetosobową publiczność, a WordCampa… WordCampa nikomu nie będzie się chciało organizować. Nie uważacie?
Comments