Telefon do freelancera
- Piotr Bartczak
- 21 lis 2012
- 7 minut(y) czytania
Dostałem maila z propozycją wykonania strony. Od pozostałych, jakie dostaję co chwila różniło go to, że zaproponowano mi abym zrobił ją za darmo. Ok, takich propozycji też dostaję dużo, ale tym razem był to email od fundacji, która potrzebuje strony do akcji charytatywnej. Jako były wolontariusz postanowiłem przynajmniej odpowiedzieć na tę wiadomość, choć nie miałem dobrych wieści.
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że obecnie robię już jedno płatne zlecenie, za chwilę zacznę kolejne, potem następne i z wykonaniem, jeśli już, to trzeba by czekać do połowy grudnia. To czego nie napisałem, to fakt, że otrzymuję wszelkich propozycji zrobienia czegoś za pieniądze przynajmniej kilka w tygodniu, tak więc oferta zrobienia czegoś za darmo ma sporą konkurencję ze strony zaczepek z ofertami zwiększenia stanu mojego konta. Odpisałem jednak, że być może uda mi się to zrobić jakoś po godzinach, jeśli to faktycznie nic trudnego i poprosiłem o więcej informacji. W końcu cel jest szczytny i nigdy nie wiadomo jak ta historia może się skończyć. Kiedyś gdy zgodziłem się pomóc starszym ludziom w nauce obsługi komputerów, ta mała decyzja sprawiła, że ostatecznie wylądowałem na spory kawałek życia w samym środku Afryki. Efekt motyla faktycznie nie jest przewidywalny.
Dostałem kolejnego maila z prośbą o podanie numeru telefonu. Nie podaję numeru telefonu, więc napisałem to i poprosiłem o napisanie maila. Zapewniłem, że przeczytam i odpowiem. Zawsze to robię.
Dostałem kolejną prośbę o telefon, na którą odpisałem, że naprawdę nie ustalam spraw zawodowych przez telefon.
Przed chwilą do mojej skrzynki wpadła odpowiedź, że telefon to podstawowe narzędzie pracy. „Pana wybór” – brzmiało ostatnie zdanie.
Cóż. Wygląda na to, że jednak straciłem niepowtarzalną okazję zrobienia czegoś za darmo. Potwierdza się kolejny raz, że klient który mało płaci jest najbardziej wymagającym klientem (pod wpisem o zarobkach na wordpressie jest już to chyba główny motyw w Waszych komentarzach) i właściwie mógłbym temu właśnie poświęcić ten wpis, ale nie. Tym razem porozmawiajmy o telefonie w pracy freelancera.
„Klient” stwierdził, że telefon to podstawowe narzędzie pracy, a ja twierdzę, że kompletnie nie ma racji i gdyby tylko rozejrzał się wokół, być może owszem: zauważyłby, że w jego przypadku i w przypadku jego współpracownika telefon jest ważny, ale świat składa się tysięcy zawodów, gdzie twierdzenie to jest fałszywe.
Czy ksiądz odprawiający mszę zgodziłby się z faktem, że telefon jest najważniejszy? Czy dyrygent w filharmonii wymachuje swojej orkiestrze Samsungiem? Czy majster na budowie wbija gwoździe Nokią 3310? Ok, to ostatnie to może nie najlepszy przykład ;)
Są jeszcze setki innych zawodów, w których bez telefonu się można spokojnie obejść, a wśród nich jest także zawód freelancera-programisty. Więcej: telefon w zawodzie programisty jest wrogiem jego produktywności. Paweł Pela na WordCampie stwierdził to samo i dodał, że telefonu w ogóle nie posiada. Doskonale go rozumiem, bo robię w pracy to samo co on.
Niestety nie rozumie tego żaden klient, ale nie winię ich za to. Moi klienci nie robią tego co ja i nie orientują się jak wygląda moja praca i jak wiele razy w jej czasie mój telefon ledwo uniknął roztrzaskania o ścianę. Naprawdę brałem już zamach.
Drodzy klienci – bo do Was głównie kieruję ten tekst – otwórzcie się na chwilę na kilka nowych wiadomości i pozwólcie, że wyjaśnię dlaczego nie przekaże Wam mojego numeru. Może dowiecie się czegoś ciekawego. Liczę, że spotkam się ze zrozumieniem i przestanę wyglądać w Waszych oczach na snoba, który „nie da numeru, bo nie”.
Dobrym wstępem jest tekst opublikowany na PolishWords odnośnie tego jak wygląda proces tworzenia kodu i co dzieje się wtedy z programistą. Pozwolę sobie ten opis tutaj streścić, jeśli będzie to niezrozumiałe, przejdźcie do artykułu źródłowego. Tam wszystko jest świetnie wyjaśnione.
Gdy programista zabiera się do pracy to tak naprawdę zasypia dla całej reszty świata. Kodowanie jest pewną specyficzną syntezą czynności i umiejętności jakie potrzebne są do operacji neurochirurgicznej lub czynności, jakie trzeba zrobić gdy kładziemy się spać i tego jak wyciszamy wtedy nasz mózg. Nie da się tego zrobić od razu. Trzeba się w to powoli wgłębiać, stopniowo przechodzić od odbierania wszystkimi zmysłami całego otoczenia, do momentu kiedy jesteś już tak zagłębiony w to co robisz, że nawet nie zauważasz kiedy minęły ostatnie trzy godziny. Ten ostatni moment jest przyjemny jak sen. Początek przypomina walkę z bezsennością. Ale gdy już przewrócisz się milion razy z boku na bok i niepostrzeżenie zaśniesz, jest cudownie. Podobnie wygląda to z programowaniem. Na początku bardzo trudno jest otworzyć edytor tekstu, bo myślisz jak olbrzymia ilość pracy jest przed tobą. Moja jedna sesja programowania to nawet 1500 nowych linii kodu, który nie wolno ci czytelniku wyobrażać sobie jako 1500 linii przypadkowych znaków. Jest to 1500 linii, w których mały przecinek lub jego brak sprawia, że całość przestaje działać, przy ostatnich liniach cały czas masz w głowie to co napisałeś w linijce czternastej, siedemsetnej i dwudziestej piątej i wiesz, że twój kod jest w większości kontynuacją dwusetnej linijki kodu, który pisałeś trzy dni temu. Brzmi jak rzecz niemożliwa, ale uwierz mi, że to wszystko dzieje się naprawdę, tak samo jak prawdziwe jest granie etiud fortepianowych z prędkością karabinu maszynowego. Sam gram na gitarze, gram na niej często w podobnym tempie ale to wszystko dzieje się w tej innej śpiącej części głowy. To co zagrałem, chwilę potem nie potrafiłbym zapisać na papierze. Tak samo to co zakodowałem, chwilę po obudzeniu z tego dziwnego snu kompletnie zapominam.
I potem muszę znów zasypiać. Otwierać edytor, czytać ponownie kod z dzisiaj, z wczoraj, z poniedziałku tydzień temu. Coraz szybciej, szybciej i lepiej, coraz bardziej pozwalając by programowaniem zajął się ten mózg, nad którym nie mam świadomej kontroli. To trwa długie dziesiątki minut, ale gdy już się stanie, znów jestem w tym błogim nastroju, który mogę porównać do snu o niebieskich krainach.
I wtedy dzwoni telefon. Co robisz, drogi kliencie, gdy dzwonek telefonu wyrywa cię ze snu o 3 nad ranem? Czy teraz mnie rozumiesz?
Dlatego telefon przez cały czas pracy mam wyciszony. Jeśli więc nawet dam ci mój numer, nie odbiorę twojego telefonu.
Na powyższym mógłbym właściwie skończyć. To jest najważniejszy powód czemu nie chcę byś do mnie dzwonił i pozostałe są tylko dodatkami do niego. Kiedy bowiem zadzwonisz, nawet jeśli jak mówisz zajmie nam rozmowa tylko 5 minut, będę po niej musiał spędzić 40-50 kolejnych minut tylko po to, bym mógł znów wrócić do pracy na pełnych obrotach. Twoje pięć minut zabrało mi godzinę z mojego dnia pracy. Jedną ósmą pensji.
Twoje pięć minut także jest zmarnowane kompletnie. Dawno temu na samym początku mojej pracy gdy mój numer nie był sekretem, niemal żadne połączenie nic nie wniosło do postępu prac. Zwyczajnie po skończonej rozmowie nie pamiętam o czym ona była. Pamiętam przez godzinę, w porywach dobę, ale za kilka dni nie przypomnę sobie czy chciałeś aby ten nagłówek był bardziej szeroki czy bardziej zielony.
Nie uwierzysz, ale podczas przygotowywania się do napisania tego wpisu przypomniała mi się zabawna sprawa. Zabawna, bo teraz mogę już z tego się tylko śmiać. W lipcu zadzwonił do mnie Marek z problemem: jeden z użytkowników nie może zalogować się na stronę i nie wiadomo czemu. Byłem akurat w sklepie i odpowiedziałem, że jak wrócę do domu spojrzę na to.
Nie spojrzałem. Naprawdę dopiero dziś, 20 listopada przypomniałem sobie o tym, że w lipcu był taki telefon. To jest z pewnością w dużej mierze problem ze mną, a nie z klientami, ale niestety taką już mam wadę: jeśli coś nie jest zapisane, po chwili już nie istnieje w mojej pamięci. Być może te codzienne półtorej tysiąca linii kodu zabrało z mojego mózgu co swoje.
Trzecia ze spraw ważnych na tyle by o niej wspomnieć: nawet jeśli nie zadzwonisz w czasie gdy pracuję i nie obudzisz mnie z programowania, najpewniej zadzwonisz po moich godzinach pracy. A po moich godzinach pracy nie zajmuję się już pracą. Kiedyś pracowałem w każdym dniu tygodnia w każdych godzinach i skończyło się to sporymi problemami, których za nic nie chcę ponownie doświadczyć. Dlatego, choć jestem freelancerem, podobnie jak większość freelancerów z wieloletnim doświadczeniem mam ściśle określony grafik pracy. Mam wolne dni i mam konkretne godziny w których pracuję. Poza tymi godzinami resetuję swój mózg i nie pozwalam by ktokolwiek lub cokolwiek kazało mi wrócić pamięcią do tego wciąż niedokończonego obiektu php, do tego rozjechanego layoutu w którejś przeglądarce. Nie zdążyłem, to zajmę się tym jutro, a twój telefon, że to wciąż nie działa tak jak miało działać nigdy nie zostanie odebrany.
Czy więc w ogóle nie można się ze mną skontaktować? Ależ jak najbardziej: zapewne czytasz ten tekst po krótkiej wymianie korespondencji. Poprosiłeś mnie o telefon, ja poprosiłem o wysłanie swoich potrzeb do mnie mailem. Bo to właśnie email jest tym sposobem, w jaki kontaktuję się ze światem i w jaki udało mi się zapanować nad pracą, mieć czas wolny i przy tym wszystkim brać udział w projektach porównywalnych złożonością do budowy lotniska czy stadionu. Bez ani jednej rozmowy telefonicznej.
Uwierz mi, mam w tym spore doświadczenie i na pewno poczta elektroniczna zdecydowanie ułatwi nam współpracę. Gdy kończę programistyczny sen zaglądam na skrzynkę i czytam to, co do mnie napisałeś. Od razu odpowiadam. Zadania jakie mi zleciłeś wrzucam na Asanę dzięki czemu masz 100 procent pewności, że nie zapomnę o nich. Gdybyś do mnie zadzwonił w czasie programistycznego snu, nie odebrałbym. Po tym też nie oddzwonię bo przerwę w pracy wolę wykorzystać na ogarnięcie poczty (której zbiera się naprawdę sporo). Gdy do mnie zadzwonisz gdy jestem już po pracy, też nie odbiorę. W większości wypadków dlatego, że zapominam wyłączyć wyciszenie, ale coraz częściej wychodząc z domu zwyczajnie nie biorę ze sobą telefonu.
To już koniec i mam nadzieję, że udało mi się przekonać cię mój drogi kliencie do tego byśmy pozostali w kontakcie mailowym i że zrozumiałeś, że telefon jedyne co robi w przypadku programisty to przeszkadza. Jeśli nadal tego nie rozumiesz i potrzebujesz jednak zadzwonić – polecam ci jedną z wielu agencji interaktywnych. Tam każdy twój telefon zostanie odebrany przez sekretarkę, która pojęcia nie ma co do niej mówisz, ale postara się to wszystko zanotować z jak najmniejszą ilością przeinaczeń. Następnie wyśle to już dalej mailem do menedżera projektu czy od razu do programisty, a ten zajmie się tym po programistycznym śnie. Ale nie dziw się w przyszłości, że byle jaka strona robiona przez agencję potrafi kosztować kilkaset tysięcy złotych ;) Tam kodu jest tyle samo, ile napisałbym sam. Narzut jest za Twoją wygodę między innymi przerzucania pisania maili z siebie na agencyjną sekretarkę. ;)
Na koniec jako literaturę uzupełniającą i zupełnie luźną polecam zbiór felietonów Umberto Eco wydanych pod tytułem „Zapiski na pudełku od zapałek”. Czytałem je 15 lat temu, gdy komórki dopiero co się pojawiały, ale to co ów Włoch napisał w felietonie „Jak nie mieć telefonu komórkowego” (mogłem przekręcić tytuł) pamiętam do dziś i wciąż uważam za aktualne.
Comments